09.12.2011, 21:14
Wrzućcie tutaj rzeczy które Was najbardziej zachwyciły w mijającym roku w muzyce, ale film albo książkę albo choćby grę na kompa też można wymienić Niekoniecznie wydane teraz, tylko tego na co się natknęliście i co było ciekawego.
Mnie na pewno najbardziej zmuchnęło The Wall zagrane przez Rogera w Łodzi, udało się zaliczyć dwa dni pod rząd Genialne, przemyślane i odrestaurowane. Dzieło Rogera obroniło się po 30 latach.
Potem był bardzo dobry album młodej brytyjskiej kapeli. Nazywają się panowie Amplifier, a płytka "Octopus", jak ktoś lubi korzystać to pewnie jest na youtube. Ale całą płytę, mimo, że to dwie godziny jazdy bez trzymanki gdzieś u styku King Crimson, Toola warto posłuchać i poświęcić trochę uwagi. I nie jest to bezmyślne kopiowanie stylu wteranów, dla mnie totalnie nowe spojrzenie.
Ale weterani też są mocni. Udało mi się z Amazona dostać koncertówkę King Crimson "Absent Lovers" z ostatniego koncertu składu Fripp, Bruford, Belew i Levin. Zdecydowanie równierz się to broni. Genialny koncert i wielkie emocje na scenie mimo, że muzyka bardzo "matematyczna" chwilami, sekcja rytmiczna powala.
Przystanek Alaska. To dziwna sprawa, jak był ten serial w telewizji, to nie zauważyłem go, nie widziałem ani odcinka. Teraz po latach myślę jak dużo straciłem. Totalnie odjechałem i pomyślałem, że przepaść jest ogromna. To jest zajebista, inteligentna i prowokująca myślenie rozrywka. Na tle współczesnych przepełnionych kalkami i schematami seriali to jest totalny odlot.
Na koniec film. "Cienka czerwona linia" Malicka. Uwielbiam prozę Jonesa, ale pamiętam, że po wizycie w kinie czułem niedosyt. Teraz odświeżyłem sobie temat i stwierdzam, że trzeba temu filmowi więcej czasu poświęcić i parę razy zobaczyć, jak z niektórymi płytami. Genialne dzieło, cholernie przekonująco pokazujące brutalne realia wojny. Momentami mistyczne dzieło.
Mnie na pewno najbardziej zmuchnęło The Wall zagrane przez Rogera w Łodzi, udało się zaliczyć dwa dni pod rząd Genialne, przemyślane i odrestaurowane. Dzieło Rogera obroniło się po 30 latach.
Potem był bardzo dobry album młodej brytyjskiej kapeli. Nazywają się panowie Amplifier, a płytka "Octopus", jak ktoś lubi korzystać to pewnie jest na youtube. Ale całą płytę, mimo, że to dwie godziny jazdy bez trzymanki gdzieś u styku King Crimson, Toola warto posłuchać i poświęcić trochę uwagi. I nie jest to bezmyślne kopiowanie stylu wteranów, dla mnie totalnie nowe spojrzenie.
Ale weterani też są mocni. Udało mi się z Amazona dostać koncertówkę King Crimson "Absent Lovers" z ostatniego koncertu składu Fripp, Bruford, Belew i Levin. Zdecydowanie równierz się to broni. Genialny koncert i wielkie emocje na scenie mimo, że muzyka bardzo "matematyczna" chwilami, sekcja rytmiczna powala.
Przystanek Alaska. To dziwna sprawa, jak był ten serial w telewizji, to nie zauważyłem go, nie widziałem ani odcinka. Teraz po latach myślę jak dużo straciłem. Totalnie odjechałem i pomyślałem, że przepaść jest ogromna. To jest zajebista, inteligentna i prowokująca myślenie rozrywka. Na tle współczesnych przepełnionych kalkami i schematami seriali to jest totalny odlot.
Na koniec film. "Cienka czerwona linia" Malicka. Uwielbiam prozę Jonesa, ale pamiętam, że po wizycie w kinie czułem niedosyt. Teraz odświeżyłem sobie temat i stwierdzam, że trzeba temu filmowi więcej czasu poświęcić i parę razy zobaczyć, jak z niektórymi płytami. Genialne dzieło, cholernie przekonująco pokazujące brutalne realia wojny. Momentami mistyczne dzieło.