19.01.2010, 16:05
Zadanie niezwykle trudne. Nie wiem jak w Waszym, ale w moim przypadku mieszały się utowory zarówno te do których mam wartość bardzo sentymentalną z tymi które cenię od warstwy czysto muzycznej. Ale po kolei...
12. JETHRO TULL – ‘Living In The Past’ – utwór niby razi prostotą, ale... uwielbiam Iana “Jańcio Wodnika” Andersona, jego pomysły, brzmienie fletu oraz całą tą otoczkę wokół muzyki JT kojarzącą się z lasem, elfami, czarami i szumem drzew...
11. ELOY – ‘Poseidon’s Creation’ – dla mnie esencja rocka progresywnego; rewelacyjne stworzenie symfonicznej otoczki bez wykorzystania instrumentów smyczkowych. Do tego dochodzi jeszcze świetne budowanie napięcia i niezapomniane brzmienie.
10. YES – ‘Give Love Each Day’ – pierwszy z serii moich sentymentalnych typów. Niby nic nadzwyczajnego, ale w tym przypadku nieco przesadzona „cukierkowatość” utworu świetnie współgra z andersonowskim liryzmem.
9. GENESIS – ‘Firth of Fifth’ – za najlepszą solówkę gitarową wszechczasów.
8. ERIC CLAPTON – ‘Old Love’ – sentymentalny typ numer 2. Kto zna ten wie dlaczego.
7.PETER GARBRIEL – Downside-Up’ – za najlepszy żeńsko-męski (i co ciekawe: w szkockiej obsadzie) duet wokalny (Liz Fraser – Paul Buchanan).
6.MARILLION – ‘Dryland’ – typ sentymentalny numer 3. Bez szczegółów…
5.THE MOODY BLUES – za najwspanialszy „love song” wszechczasów.
4.CAMEL – ‘Air Born’ – jeden z najwspanialszych utworów w historii muzyki (...i pierwszy utwór Camel jaki w życiu uslyszałem...). Przede wszystkim za niesamowity klimat stworzony za pomocą kilku instrumentów. Łatwo się mówi, ale trzeba wpierw być Andy Latimerem, aby coś takiego napisać.
3. RUSH – ‘Tom Sawyer’ – zadziwiające ile muzycznych pomysłów i wrażenia kontrolowanego przebojowego chaosu można zawrzeć w niewiele ponad pięciu minutach.
2. PINK FLOYD – ‘Echoes’
1.YES – ‘Close To The Edge’ – mija się z celem opisywanie dwudziestokilkuminutowych poematów muzycznych, zarówno pod względem kompozycyjnym jak i wykonawczym. Dla mnie to prostu są arcydzieła i tyle... Rzecz gustu....
12. JETHRO TULL – ‘Living In The Past’ – utwór niby razi prostotą, ale... uwielbiam Iana “Jańcio Wodnika” Andersona, jego pomysły, brzmienie fletu oraz całą tą otoczkę wokół muzyki JT kojarzącą się z lasem, elfami, czarami i szumem drzew...
11. ELOY – ‘Poseidon’s Creation’ – dla mnie esencja rocka progresywnego; rewelacyjne stworzenie symfonicznej otoczki bez wykorzystania instrumentów smyczkowych. Do tego dochodzi jeszcze świetne budowanie napięcia i niezapomniane brzmienie.
10. YES – ‘Give Love Each Day’ – pierwszy z serii moich sentymentalnych typów. Niby nic nadzwyczajnego, ale w tym przypadku nieco przesadzona „cukierkowatość” utworu świetnie współgra z andersonowskim liryzmem.
9. GENESIS – ‘Firth of Fifth’ – za najlepszą solówkę gitarową wszechczasów.
8. ERIC CLAPTON – ‘Old Love’ – sentymentalny typ numer 2. Kto zna ten wie dlaczego.
7.PETER GARBRIEL – Downside-Up’ – za najlepszy żeńsko-męski (i co ciekawe: w szkockiej obsadzie) duet wokalny (Liz Fraser – Paul Buchanan).
6.MARILLION – ‘Dryland’ – typ sentymentalny numer 3. Bez szczegółów…
5.THE MOODY BLUES – za najwspanialszy „love song” wszechczasów.
4.CAMEL – ‘Air Born’ – jeden z najwspanialszych utworów w historii muzyki (...i pierwszy utwór Camel jaki w życiu uslyszałem...). Przede wszystkim za niesamowity klimat stworzony za pomocą kilku instrumentów. Łatwo się mówi, ale trzeba wpierw być Andy Latimerem, aby coś takiego napisać.
3. RUSH – ‘Tom Sawyer’ – zadziwiające ile muzycznych pomysłów i wrażenia kontrolowanego przebojowego chaosu można zawrzeć w niewiele ponad pięciu minutach.
2. PINK FLOYD – ‘Echoes’
1.YES – ‘Close To The Edge’ – mija się z celem opisywanie dwudziestokilkuminutowych poematów muzycznych, zarówno pod względem kompozycyjnym jak i wykonawczym. Dla mnie to prostu są arcydzieła i tyle... Rzecz gustu....