07.11.2011, 21:33
Witam wszystkich forumowiczów,
chciałbym krótko podzielić się z wami wrażeniami z koncertu w Hannoverze. Relację zatytułowałbym "Unordnung muss sein".
Bilet na występ Marka i Boba w Hannoverze zakupiłem już dużo wcześniej, wiedząc, że najbliższy rok akademicki spędzę w Getyndze, która oddalona jest od stolicy Górnej Saksonii około 120 km. Na koncert było zatem bliżej niż z mojego rodzinnego miasta w Polsce np. do Warszawy. Takiej okazji nie mogłem zmarnować. Czekanie na przyjemność jest również przyjemnością, zatem czekałem i to długo. Sam dzień koncertu nie był jednak wielką przyjemnością, sprostowanie, dojazd na koncert nie był przyjemnością. Z Getyngi jedzie się pociągiem 1.16 h. Zdecydowałem się na pociąg, który miał mnie dowieźć na Hauptbahnhof w Hannoverze o 16.24. Podróż przebiegała początkowo bardzo spokojnie. Około godziny 15.50 pociąg stanął i zabrzmiał złowieszczy komunikat: "mamy problem, pociąg na pewno będzie opóźniony". Wpadłem w panikę gdy zabrzmiał kolejny komunikat "Przepraszamy za opóźnienia, który spowodowane zostały błędem maszynisty, który obrał zły tor i niestety musimy zawrócić do najbliższej stacji i zmienić tor, ponieważ na obecnym prowadzone są prace remontowe.(A my narzekamy PKP). Omyłka powodowała, że musieliśmy przepuszczać pozostałe pociągi. Byłem załamany, ale szybko znalazłem wsparcie, gdy usłyszałem znajome dźwięki muzyki Marka, a bliżej Dire Straits "Telegraph Road". Fani niemieccy również jechali tym pociągiem. Rozpoznałem ich po koszulkach z Get Luck Tour. Moja koszulka początkowa budziła zdziwienie, potem zazdrość. Podłączając się do tej grupy dojechałem do Hannoveru z 80 minutowym opóźnieniem. Na dworcu trafiliśmy na kordon policji otaczający kibiców Schalke 04( Hannover 96 2-2 Schalke 04 ). Cenne minuty uciekały. Dojazd do Tui Areny możliwy był jedynie metrem, dokładnie linią nr 6 lub 16. Gdy już siedziałem w wagonie metra mówiłem sobie, że już teraz z górki. Zdążymy, godzina 18.30-czas podróży około 25 minut. O 18. 50 zabrzmiała z głośników w metrze kolejna hiobowa wiadomość: Stoimy, ponieważ na torach znajduje się samochód i czekamy na jego usunięcie. Wtedy na prawdę myślałem, że nie zdążę na Marka. Po kilkunastu minutach oczekiwania ruszyliśmy i dotarłem pod Tui Arene o 19.20. Biegiem, odłączając się wcześniej od grupy niemieckich fanów, dotarłem pod bramkę. Znalezienie miejsca, toaleta. O 19.27 usiadłem na swoich miejscu. Udało się. Adrenalina buzowała. Koncert zaczął się punktualnie. Oto set lista.
Why Aye Man
Cleaning My Gun
Sailing to Philadelphia
Hill Farmer's Blue
Privateering
Song for Sonny Liston
Haul Away
Donegan's Gone
Marbletown
Speedway at Nazareth
So Far Away
Przyznam, że sporym rozczarowaniem było dla mnie brak Brothers in Arms. Poza tym byłem bardzo zadowolony. Muzycznie świetnie, Mark jest w dobrej formie. Wysublimowane STP, mocne SFSL, SAN, energiczne SFA. Utwory zostały niesamowicie dopieszczone, szerokie instrumentarium. Marbletown chyba jeszcze lepsze niż we Wrocławiu. Poza tym nowe utwory również miło wspominam. Jeżeli chodzi o jakoś odbierania muzyki, tutaj wypadło trochę gorzej(może miał znaczenie fakt, że siedziałem daleko od sceny). Powiem, że było za cicho jednak. Przy Speedway at Nazareth nie było nawet ostrego kopnięcia gitary Benetta. Niemiecka publiczność niestety bardzo kiepska, mało spontaniczna. W większości złożona ze starszych osób. Nie czułem atmosfery tego koncertu. Miało na to na pewno wpływ również brak bliskiej osoby przy mnie. Osoby, z którą można byłoby się podzielić wrażeniami, z którą można było razem oklaskiwać naszego idola. Z tego względu bardzo zazdroszczę wam Berlina.
Krótka przerwa i na scenie pojawił się Bob Dylan. Oto cała set lista:
1. Leopard-Skin Pillbox Hat (Mark on Guitar)
2. Don’t Think Twice, It’s Alright (Mark on Guitar)
3. Things Have Changed (Mark on Guitar)
4. Tangled Up In Blue (Mark on Guitar)
5. Honest With Me
6. Not Dark Yet
7. Jolene
8. Visions Of Johanna
9. Highway 61 Revisited
10. Sugar Baby
11. Thunder On The Mountain
12. Ballad Of A Thin Man
13. All Along The Watchtower
14. Like A Rolling Stone
15. Blowin' In The Wind
Gitara Marka bardzo charakterystyczna. Podobało mi się bardzo Things have changed. Koncert Boba początkowo był ogromnym zaskoczeniem. Moim zdaniem głosowo było dobrze, przynajmniej w początkowych utworach. Było zdecydowanie głośniej, a można byłoby powiedzieć, że coraz głośniej z piosenki na piosenkę. Koncert w połowie zaczął mnie już jednak męczyć. Brak było u Boba wysublimowania. Dopieszczenie utworów. Częściej rzucane było przysłowie "mięso na gitarę" i do przodu. Wyszedłem z koncertu przed jego zakończeniem, nie z powodu niechęci, a ze względu na ostatni pociąg do Getyngi. Dla Boba nie chciałem nocować na dworcu, dla Marka zrobiłbym to na pewno.
Jeszcze dodam, że hala była pełna. Oczywiście widziałem wychodzących ludzi już po koncercie Marka, czy w trakcie jak grał Bob. Było to jednak garstka w stosunku do tych, którzy pozostali.
W drodze powrotnej udało mi się zakupić trzy plakaty za łączną sumę 8 Euro! Jeden już wisi na ścianie w moim akademiku.
Podsumowując wypadł mimo wielu przeszkód bardzo udany. Dołączam kilka fotek i pozdrawiam .
chciałbym krótko podzielić się z wami wrażeniami z koncertu w Hannoverze. Relację zatytułowałbym "Unordnung muss sein".
Bilet na występ Marka i Boba w Hannoverze zakupiłem już dużo wcześniej, wiedząc, że najbliższy rok akademicki spędzę w Getyndze, która oddalona jest od stolicy Górnej Saksonii około 120 km. Na koncert było zatem bliżej niż z mojego rodzinnego miasta w Polsce np. do Warszawy. Takiej okazji nie mogłem zmarnować. Czekanie na przyjemność jest również przyjemnością, zatem czekałem i to długo. Sam dzień koncertu nie był jednak wielką przyjemnością, sprostowanie, dojazd na koncert nie był przyjemnością. Z Getyngi jedzie się pociągiem 1.16 h. Zdecydowałem się na pociąg, który miał mnie dowieźć na Hauptbahnhof w Hannoverze o 16.24. Podróż przebiegała początkowo bardzo spokojnie. Około godziny 15.50 pociąg stanął i zabrzmiał złowieszczy komunikat: "mamy problem, pociąg na pewno będzie opóźniony". Wpadłem w panikę gdy zabrzmiał kolejny komunikat "Przepraszamy za opóźnienia, który spowodowane zostały błędem maszynisty, który obrał zły tor i niestety musimy zawrócić do najbliższej stacji i zmienić tor, ponieważ na obecnym prowadzone są prace remontowe.(A my narzekamy PKP). Omyłka powodowała, że musieliśmy przepuszczać pozostałe pociągi. Byłem załamany, ale szybko znalazłem wsparcie, gdy usłyszałem znajome dźwięki muzyki Marka, a bliżej Dire Straits "Telegraph Road". Fani niemieccy również jechali tym pociągiem. Rozpoznałem ich po koszulkach z Get Luck Tour. Moja koszulka początkowa budziła zdziwienie, potem zazdrość. Podłączając się do tej grupy dojechałem do Hannoveru z 80 minutowym opóźnieniem. Na dworcu trafiliśmy na kordon policji otaczający kibiców Schalke 04( Hannover 96 2-2 Schalke 04 ). Cenne minuty uciekały. Dojazd do Tui Areny możliwy był jedynie metrem, dokładnie linią nr 6 lub 16. Gdy już siedziałem w wagonie metra mówiłem sobie, że już teraz z górki. Zdążymy, godzina 18.30-czas podróży około 25 minut. O 18. 50 zabrzmiała z głośników w metrze kolejna hiobowa wiadomość: Stoimy, ponieważ na torach znajduje się samochód i czekamy na jego usunięcie. Wtedy na prawdę myślałem, że nie zdążę na Marka. Po kilkunastu minutach oczekiwania ruszyliśmy i dotarłem pod Tui Arene o 19.20. Biegiem, odłączając się wcześniej od grupy niemieckich fanów, dotarłem pod bramkę. Znalezienie miejsca, toaleta. O 19.27 usiadłem na swoich miejscu. Udało się. Adrenalina buzowała. Koncert zaczął się punktualnie. Oto set lista.
Why Aye Man
Cleaning My Gun
Sailing to Philadelphia
Hill Farmer's Blue
Privateering
Song for Sonny Liston
Haul Away
Donegan's Gone
Marbletown
Speedway at Nazareth
So Far Away
Przyznam, że sporym rozczarowaniem było dla mnie brak Brothers in Arms. Poza tym byłem bardzo zadowolony. Muzycznie świetnie, Mark jest w dobrej formie. Wysublimowane STP, mocne SFSL, SAN, energiczne SFA. Utwory zostały niesamowicie dopieszczone, szerokie instrumentarium. Marbletown chyba jeszcze lepsze niż we Wrocławiu. Poza tym nowe utwory również miło wspominam. Jeżeli chodzi o jakoś odbierania muzyki, tutaj wypadło trochę gorzej(może miał znaczenie fakt, że siedziałem daleko od sceny). Powiem, że było za cicho jednak. Przy Speedway at Nazareth nie było nawet ostrego kopnięcia gitary Benetta. Niemiecka publiczność niestety bardzo kiepska, mało spontaniczna. W większości złożona ze starszych osób. Nie czułem atmosfery tego koncertu. Miało na to na pewno wpływ również brak bliskiej osoby przy mnie. Osoby, z którą można byłoby się podzielić wrażeniami, z którą można było razem oklaskiwać naszego idola. Z tego względu bardzo zazdroszczę wam Berlina.
Krótka przerwa i na scenie pojawił się Bob Dylan. Oto cała set lista:
1. Leopard-Skin Pillbox Hat (Mark on Guitar)
2. Don’t Think Twice, It’s Alright (Mark on Guitar)
3. Things Have Changed (Mark on Guitar)
4. Tangled Up In Blue (Mark on Guitar)
5. Honest With Me
6. Not Dark Yet
7. Jolene
8. Visions Of Johanna
9. Highway 61 Revisited
10. Sugar Baby
11. Thunder On The Mountain
12. Ballad Of A Thin Man
13. All Along The Watchtower
14. Like A Rolling Stone
15. Blowin' In The Wind
Gitara Marka bardzo charakterystyczna. Podobało mi się bardzo Things have changed. Koncert Boba początkowo był ogromnym zaskoczeniem. Moim zdaniem głosowo było dobrze, przynajmniej w początkowych utworach. Było zdecydowanie głośniej, a można byłoby powiedzieć, że coraz głośniej z piosenki na piosenkę. Koncert w połowie zaczął mnie już jednak męczyć. Brak było u Boba wysublimowania. Dopieszczenie utworów. Częściej rzucane było przysłowie "mięso na gitarę" i do przodu. Wyszedłem z koncertu przed jego zakończeniem, nie z powodu niechęci, a ze względu na ostatni pociąg do Getyngi. Dla Boba nie chciałem nocować na dworcu, dla Marka zrobiłbym to na pewno.
Jeszcze dodam, że hala była pełna. Oczywiście widziałem wychodzących ludzi już po koncercie Marka, czy w trakcie jak grał Bob. Było to jednak garstka w stosunku do tych, którzy pozostali.
W drodze powrotnej udało mi się zakupić trzy plakaty za łączną sumę 8 Euro! Jeden już wisi na ścianie w moim akademiku.
Podsumowując wypadł mimo wielu przeszkód bardzo udany. Dołączam kilka fotek i pozdrawiam .