Z całym szacunkiem, ale moim zdaniem ferowanie wyroków o koncercie na podstawie youtube jest zabawne, by nie powiedzieć, absurdalne.
Koncert Yes w Spodku był rewelacyjny. Brzmienie było lepsze od tego z 2001, a tamten koncert (mam na myśli katowicki koncert w Spodku z trasy Yes Symphonic) wcale nie brzmiał źle. Ale nie brzmienie jest najważniejsze.
Mimo ciągłych dyskusji na temat zmian w składzie - głównie prowadzonych przez osoby tak obiektywnie to tematu nastawione, że nawet nie zainteresowane przekonaniem się na własnej skórze jak to jest tak naprawdę z tym Yes, czy też - nie-Yes, pojechałem na ten koncert bez obaw, a bardziej z zamiarem spróbowania czegoś nowego. Znając historię grupy spodziewać się można było wszystkiego. Mieliśmy już "90125" i mieliśmy "Dramę" - bez tego niezastępowalnego Andersona, które mimo lawiny krytyki do dziś cieszą moje ucho i są albumami conajmniej dobrymi. Cieszą moje ucho pomimo tego, że ja równierz miłością najszczerszą kocham "Close To The Edge", czy "Relayera".
Po tym koncercie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że czekam na nowy album Yes w obecnym składzie. Koncert był powalający. Oczywiście można czepiać się momentami zbyt cichego wokalu, albo klawiszy młodego Wakemana, ale bynajmniej nie były to niedociągnięcia rzutujące na obraz całości. Wszystkie utwory zagrali niezwykle energetycznie, ba! Tam nie było jednego utworu który który byłby zagrany gorzej od reszty, a momentami czułem mrówki na plecach, tak, jak to do tej pory doświadczyłem chyba tylko na Watersie i Gilmourze.
Co do starej gwardii, White, być może demonem szybkości nie jest, ale nadawał naprawdę niezłej dynamiki i świetnie współbrzmiał z resztą. Steve Howe i Chris Squire zaś moim zdaniem są w formie fenomenalnej. Naprawdę każdemu kto będzie miał okazję zobaczyć tę odsłonę Yes - polecam gorąco.
Btw: z rozmów ze znajomymi, a byliśmy tam paczką 9 osobową, oraz z reakcji fanów wokoło wnioskuję, że mój entuzjazm nie był odosobniony. Starzy wyjadacze którzy przed koncertem dywagowali o klasycznych płytach grupy w trakcie porywającej wersji "Ownera.." niemal tańczyli
Koncert Yes w Spodku był rewelacyjny. Brzmienie było lepsze od tego z 2001, a tamten koncert (mam na myśli katowicki koncert w Spodku z trasy Yes Symphonic) wcale nie brzmiał źle. Ale nie brzmienie jest najważniejsze.
Mimo ciągłych dyskusji na temat zmian w składzie - głównie prowadzonych przez osoby tak obiektywnie to tematu nastawione, że nawet nie zainteresowane przekonaniem się na własnej skórze jak to jest tak naprawdę z tym Yes, czy też - nie-Yes, pojechałem na ten koncert bez obaw, a bardziej z zamiarem spróbowania czegoś nowego. Znając historię grupy spodziewać się można było wszystkiego. Mieliśmy już "90125" i mieliśmy "Dramę" - bez tego niezastępowalnego Andersona, które mimo lawiny krytyki do dziś cieszą moje ucho i są albumami conajmniej dobrymi. Cieszą moje ucho pomimo tego, że ja równierz miłością najszczerszą kocham "Close To The Edge", czy "Relayera".
Po tym koncercie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że czekam na nowy album Yes w obecnym składzie. Koncert był powalający. Oczywiście można czepiać się momentami zbyt cichego wokalu, albo klawiszy młodego Wakemana, ale bynajmniej nie były to niedociągnięcia rzutujące na obraz całości. Wszystkie utwory zagrali niezwykle energetycznie, ba! Tam nie było jednego utworu który który byłby zagrany gorzej od reszty, a momentami czułem mrówki na plecach, tak, jak to do tej pory doświadczyłem chyba tylko na Watersie i Gilmourze.
Co do starej gwardii, White, być może demonem szybkości nie jest, ale nadawał naprawdę niezłej dynamiki i świetnie współbrzmiał z resztą. Steve Howe i Chris Squire zaś moim zdaniem są w formie fenomenalnej. Naprawdę każdemu kto będzie miał okazję zobaczyć tę odsłonę Yes - polecam gorąco.
Btw: z rozmów ze znajomymi, a byliśmy tam paczką 9 osobową, oraz z reakcji fanów wokoło wnioskuję, że mój entuzjazm nie był odosobniony. Starzy wyjadacze którzy przed koncertem dywagowali o klasycznych płytach grupy w trakcie porywającej wersji "Ownera.." niemal tańczyli
So now we're passing strangers, at single tables.
Still trying to get over,
Still trying to write love songs for passing strangers.
All those passing strangers.
And the twinkling lies, all those twinkling lies,
Sparkle with the wet ink on the paper.
Still trying to get over,
Still trying to write love songs for passing strangers.
All those passing strangers.
And the twinkling lies, all those twinkling lies,
Sparkle with the wet ink on the paper.